DBT – klucz do emocjonalnej równowagi i życia wartego przeżycia

Temat numeru Nowości w psychologii

Wersja audio dostępna tylko dla zalogowanych

Kup teraz

Pacjenci z zaburzeniem osobowości borderline (BPD) żyją w piekielnej pułapce – klaustrofobicznej, bezlitosnej przestrzeni, gdzie ból wydaje się nie do zniesienia, a każda próba ucieczki kończy się niepowodzeniem. Doświadczają skrajnego cierpienia psychicznego, w którym codzienność staje się nie do wytrzymania, a jedyną drogą ucieczki, którą dostrzegają, jest śmierć. Przez długi czas sądzono, że nie ma dla nich ratunku – aż do chwili, gdy Marsha Linehan stworzyła przełomowy program terapeutyczny. Tak narodziła się terapia dialektyczno-behawioralna (DBT), przywracając nadzieję tym, którzy już ją stracili. 

Od cierpienia do przełomu – narodziny terapii, która ratuje życie

W 2011 r. magazyn „Time” umieścił terapię dialektyczno-behawioralną (DBT) na liście 100 najważniejszych odkryć naukowych współczesnej psychoterapii. To wyróżnienie podkreślało rewolucyjny charakter metody, która jest ratunkiem dla osób doświadczających skrajnego cierpienia psychicznego.

Na przełomie lat 70. i 80. XX w. dr Marsha Linehan podjęła się ogromnego wyzwania – chciała skutecznie pomóc pacjentkom z chronicznymi myślami samobójczymi i tendencją do samookaleczeń. Początkowo członkowie zespołu Linehan próbowali stosować tradycyjne techniki poznawczo-behawioralne, które koncentrowały się na zmianie myślenia i zachowania. Szybko jednak zauważyli, że napotykają wiele trudności, a pacjentki reagują na takie metody frustracją, złością lub wycofaniem. Szczególnie problematyczna wydawała się impulsywna rezygnacja z terapii. Analizując nagrania sesji, zespół badawczy zauważył, że nieefektywne zachowania terapeutów były nieświadomie wzmacniane przez pacjentki, a skuteczne, lecz nieprzyjemne interwencje były przez nie sabotowane. W momentach, w których pacjentki reagowały gniewem, wycofaniem emocjonalnym lub groźbami samookaleczenia, terapeuci rezygnowali z nacisku na zmianę. Z kolei pacjentki nagradzały terapeutów ciepłem i zaangażowaniem, jeśli ci pozwalali im zmieniać temat rozmowy na bardziej komfortowy. 

Standardowa struktura sesji terapeutycznych okazała się niewystarczająca, by skutecznie objąć wszystkie trudności pacjentek. Terapeuci mierzyli się z brakiem czasu na jednoczesne zajmowanie się próbami samobójczymi, impulsami do samookaleczenia, zachowaniami nieadaptacyjnymi, chęcią rezygnacji z terapii, nieodrabianiem prac domowych, a także nieleczoną depresją i zaburzeniami lękowymi. Równocześnie musieli uczyć pacjentki nowych, bardziej adaptacyjnych strategii radzenia sobie z silnymi emocjami, co przy tradycyjnym modelu terapii stawało się niezwykle trudnym zadaniem. Gdy dostępne terapie okazały się niewystarczające, a wielu pacjentów n...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy