Zaakceptowanie, że w mojej pracy są rzeczy ważniejsze niż mówienie prawdy
Pamiętam, jak trudno było mi przyjąć tę formułę, kiedy wypowiedział ją jeden z moich wykładowców w czasie zdobywania przeze mnie kwalifikacji do zawodu terapeuty. Z jednej strony wprowadziła mnie ona w inny/nowy świat, gdzie nie uznaje się mówienia prawdy jako wartości nadrzędnej i absolutnej, z drugiej strony wzbudzała lęk i niepewność o to, czy będę miała dostęp do tego czegoś – „ważniejszego niż prawda” – w pracy z pacjentem. Czy będę umiała się powstrzymać przed użyciem „mojej prawdy konfrontacyjnej”, czyli – mówiąc wprost – czy uda mi się pohamować moją agresję w pracy z pacjentem?
Myślę, że stawianie sobie granicy w pracy z pacjentem uzależnionym było dla mnie dużym wyzwaniem. Zdawałam sobie sprawę, że manipulowanie prawdą, czyli kłamanie, jest najbardziej powszechnym mechanizmem obronnym osób zmagających się z problemem uzależnienia. Z drugiej strony miałam świadomość, że sposób myślenia osoby uzależnionej jest uwarunkowany przez mechanizm iluzji oraz zaprzeczeń i w związku z tym myśli ona, że cierpi w życiu nie przez te zachowania, od których jest uzależniona. W tym sensie bardzo kuszące było dla mnie konfrontowanie pacjenta z zasadą rzeczywistości, czyli – mówiąc najprościej – „wyzwalanie/wyprowadzanie go z cierpienia”. Tak samo proste, jak i naiwne.
Dodatkowo, nie pomagała mi definicja trzeźwości psychicznej, w której określano trzeźwość jako „pełen i adekwatny kontakt z rzeczywistością taką, jaką ona jest”. Mój imperatyw w myśleniu: „pacjent ma trzeźwieć” (co uznawałam za główną wartość w pracy z osobami uzależnionymi) otwierał furtkę do dyrektywnej formy pracy z pacjentem, a jednocześnie był sposobem na radzenie sobie z moim lękiem i niepewnością jako początkującej terapeutki.
Pamiętam z tego okresu moje zachowanie wobec pacjentki, które uznałam za swój mały sukces. Osoba ta usprawiedliwiała swoją dwukrotną nieobecność na grupach terapeutycznych, które odbywały się w ośrodku, twierdząc, że nie mogła przyjść, bo miała w tym czasie dwa pogrzeby w rodzinie (dz...