Dota Szymborska: Gdzie na medycznej mapie zawodów i kompetencji można wpisać psychoseksuologię, czy to tacy bardziej wykształceni seksuolodzy? Z sylabusu i opisu kierunku wynika, że studia mogą podjąć jedynie osoby, które uzyskały tytuł magistra psychologii.
Zbigniew Lew-Starowicz: Psychoseksuologia to zawód medyczny. Zależało nam na tym, żeby stworzyć studia, które będą z jednej strony uzupełnieniem kształcenia psychologów, z drugiej pozwolą na rozpoznawalność w europejskich strukturach medycznych. Coraz więcej uczelni o różnym poziomie kształcenia tworzy kierunki związane z seksuologią. Naszym zamysłem było przygotowanie takiego programu studiów, specjalizacji, który będzie nowoczesny i, co ważne, będzie się składał zarówno z części teoretycznej jak i praktycznej. Bez praktyki nie można zostać psychoseksuologiem czy psychoseksuolożką. Moim zdaniem z psychoseksuologią jest i będzie tak jak z rehabilitacją – to dwa kierunki bardzo potrzebne w społeczeństwie, które się starzeje, rozrasta i wymaga uwagi.
D.S.: Czy psychoseksuolog po specjalizacji będzie mógł wypisywać recepty?
Z.L.-S.: Nie, nie. Żeby wystawić receptę, trzeba być lekarzem. Seksuolog to lekarz, który skończył studia medyczne, zrobił specjalizację – najczęściej z psychiatrii, ginekologii, neurologii, czasem internista, który poświęca kolejne dwa lata na naukę i zdobywa specjalizację z seksuologii. Droga do stania się psychoseksulogiem ma inny początek – w psychologii, a nie studiowaniu medycyny.
D.S.: Czyli to są specjalizacje uzupełniające się?
Z.L.-S.: Proszę sobie wyobrazić dwa zbiory, które mają całkiem dużą część wspólną. Jeden to seksuolodzy, lekarze, drugi to psychoseksuolodzy. Dzięki takiemu rozwiązaniu dużo więcej osób będzie mogło uzyskać specjalistyczną pomoc.
D.S.: Wydaje mi się, że książka, która powstała pod redakcją Pana Profesora to bardziej przewodnik a nie podręcznik do psychoseksuologii…
Z.L.-S.: I tak, i nie. Niemożliwe jest przygotowanie podręcznika z całej psychoseksuologii. To tak, jakby chcieć zrobić podręcznik do całej socjologii czy filozofii. Zamysłem było przedstawienie przede wszystkim programu specjalizacji – jest na samym początku książki, potem zależało nam, żeby w blokach omówić ważne zagadnienia.
D.S.: Imponująca jest bibliografia po każdym rozdziale.
Z.L.-S.: Byliśmy ograniczeni liczbą stron. Zrezygnowaliśmy z notek o autorach, bo chcieliśmy, by nasi czytelnicy mieli jak najwięcej wiedzy. To prawda, każdy rozdział jest zakończony obszerną bibliografią. Dzięki temu można samemu sięgnąć po sprawdzoną i polecaną przez nas literaturę przedmiotu.
D.S.: Czy ma Pan Profesor obraz idealnego studenta, studentki psychoseksuologii? Czy psychoanalityk odnajdzie się na tej specjalizacji?
Z.L.-S.: To specjalizacja dla psychologów zainteresowanych seksuologią – to jest najważniejsze. Jeżeli ktoś jest magistrem psychologii, terapeutą, wspomnianym psychoanalitykiem, to dla nas, twórców kierunku, najważniejsze jest to, czy jest gotowy do nauki i zainteresowany tematem. Dokładnie tak było ze mną. Gdy szedłem na studia medyczne, to wiedziałem, że nie chcę być, dajmy na to, laryngologiem. Od początku wiedziałem, że chcę być seksuologiem. Z pewnością to kierunek dla ludzi z pasją, gotowych i świadomych tego, że w przypadku tej specjalizacji trzeba się uczyć ciągle. Obecne klasyfikacje chorób już się zmieniają, nazewnictwo również, pojawiają się nowe metody, to jest naprawdę rozwojowa dziedzina nauki.
D.S.: W książce przytoczonych jest wiele skali, które pozwalają przeprowadzać weryfikowalne i porównywalne badania. Czy są one ogólnie znane? Jak rozumiem, takie podejście ma służyć temu, by wyniki badań były wystandaryzowane?
Z.L.-S.: Dokładnie, psychosekulogia jest nauką, w przypadku diagnozy nie możemy mówić o subiektywności, dlatego tyle miejsca w książce poświęciłem dla przywołania wielu różnych skali, które pozwalają na – z jednej strony – szybszą, z drugiej – bardziej wiarygodną diagnozę, o dużym stopniu jednoznaczności. Najczęściej występującymi zaburzeniami jest problem z erekcją i przedwczesny wytrysk, do których oceny istnieją jednoznaczne skale. Dzięki takim metodom diagnostycznym badanie przebiega według zaproponowanego schematu, tak jak na przykład wywiad seksuologiczny. Jak starczy mi sił, to przygotuję kolejną publikację – tym razem o metodach diagnostycznych, to byłoby uzupełnienie tej książki. Kolejny skrócony podręcznik.
D.S.: W książce Psychoseksualność. Metody diagnostyczne i terapeutyczne wspomina Pan Profesor o diagnostyce, terapii i rehabilitacji, eksperckości i orzecznictwie – która z tych aktywności jest najważniejsza w psychoseksualności?
Z.L.-S.: To wszystko zależy od tego, gdzie dany psycholog, psycholożka pracuje lub chce pracować. Ja zajmuję się działalnością dydaktyczną, ale też wiele czasu poświęcam orzecznictwu sądowemu. Co tydzień w moim Zakładzie badamy dwie osoby. To daje sto orzeczeń w skali roku! Jednocześnie nie rezygnuję z bycia klinicystą i zajmuję się terapią par i leczeniem pacjentów. Jestem przekonany, że sądy w Polsce będą zadowolone ze współpracy z psychoseksuologami, obecnie nie jesteśmy w stanie sprostać liczbie przypadków, które wymagają orzecznictwa. Myślę, że przydałby się nowy zespół, w skład którego mogliby wejść: sześciu psychiatrów, czterech seksuologów lub psychoseksuologów i ośmiu psychologów – wtedy może zaspokoilibyśmy potrzeby sądów i prokuratur w Polsce.
D.S.: W książce wspomina Pan Profesor o roli diagnostyki online, która została niejako wymuszona przez pandemię, ale została z nami. Rozmawiamy teraz za pomocą Skype’a, widzimy się, jest letni wieczór, zaczęłam się zastanawiać, czy w kuchni, która jest za mną, jest porządek…
Z.L.-S.: Tak, zgadza się, w czasie pandemii to była konieczność. Jednak dla mnie spotkania online są jedynie uzupełnieniem, stosuję je w wyjątkowych sytuacjach. Jestem zdania, że ciężko jest prowadzić skuteczną terapię na odległość, bardzo ważna jest mowa ciała, obecność – wszystko to, co się dzieje w czasie konsultacji w gabinecie. Decyduję się na spotkania online, gdy np. pacjent jest już w terapii dość długo, na przykład mieszka w Szczecinie, i wtedy w przypadku takiego stałego pacjenta konsultacja na odległość nie zaburza relacji. Drugim przypadkiem, gdzie uważam, że konsultacja online może się sprawdzić, są krótkie spotkania, w czasie których wypisuję recepty, skierowania. Trwają one zaledwie piętnaście minut i tutaj uzasadnione jest spotkanie online. Wreszcie trzecią sytuacją, w czasie której wybieram sesje online, są tak zwane sesje interwencyjne. Dotyczą stałych pacjentów, którzy muszą szybko omówić jakiś ważny dla nich temat, podjąć decyzję, potrzebują porady na cito. We wszystkich innych przypadkach uważam, że spotkania w gabinecie są częścią relacji lekarz – pacjent i są bardzo potrzebne.
D.S.: Mam w rękach podręcznik, przewodnik, na pewno książkę akademicką, a jaka będzie przyszłość kierunku psychoseksuologia?
Z.L.-S.: Jeżeli oddałbym się marzeniom, to wyobrażam sobie kilka ośrodków, które posiadają akredytację. Psychologowie po studiach mogą się kształcić w swoim mieście… na razie jest jeden ośrodek i z tego ogromnie się cieszę. Dodatkowym wyzwaniem jest to, że nauka idzie do przodu, a my nie chcemy pozostawać w tyle, dlatego na bieżąco planujemy modyfikacje programu specjalizacji. Zmieniają się metody badawcze, przybywa narzędzi, wreszcie zachodzą również zmiany obyczajowe – ot, na przykład język, jakiego używamy. Wracając do marzeń, to chciałbym, żeby w każdej szkole młodzież miała dostęp do porad psychoseksuologa, to właśnie w okresie nastoletnim uczniowie i uczennice potrzebują bardzo często pomocy rozmowy.
D.S.: Ciekawa jestem opinii Pana Profesora na temat etyczności leczenia osób skazanych prawomocnymi wyrokami, gdzie jedną z kar zasądzonych jest właśnie terapia. Jak to wygląda w praktyce? Czy lekarz może leczyć pacjenta „na siłę”?
Z.L.-S.: Dla mnie pacjenci to osoby wymagające pomocy, osoby z wyrokami mogę podzielić na trzy grupy.
Pierwsza grupa to skazani, którzy odbywają karę i chodzą do specjalnego oddziału na terapię, mają sesje grupowe. Sami decydują, czy chcą brać w nich udział. Oczywiście zależy mi na tym, żeby byli obecni, bo jak pokazują badania, recydywa u osób, które chodzą na terapię jest dużo mniejsza.
Druga grupa to osoby przebywające w ośrodku zamkniętym, które dokonały czynów przeciwko wolności seksualnej, mających zaburzenia. I w tym przypadku te osoby same podejmują decyzję, czy będą brały udział w terapii.
Trzecia grupa, dla mnie najbardziej interesująca, której terapią się zajmuję, to osoby w leczeniu ambulatoryjnym, którym sąd zasądził, skierował po karze pozbawienia wolności na takie leczenie. Tutaj osoby muszą się stawiać na terapii, jeżeli pomimo fizycznej obecności sygnalizują zupełny brak chęci udziału w terapii, to ją kończymy. Dzieje się to stosunkowo rzadko, staram się przekonać pacjentów, że terapia, spotkania to takie koło ratunkowe, które może im bardzo pomóc, gdy poczują się gorzej, gdy będą mieli wątpliwości, jak postąpić.
Jak widać, w żadnym z tych przypadków terapia nie odbywa się „na siłę”, jeżeli pacjent nie chce być leczony, to nie jest.
Obecnie zajmuję się terapią ośmiu osób, więcej nie jestem w stanie poświęcić czasu. Tutaj mierzymy się w systemie opieki zdrowotnej z olbrzymim problemem, bo ośrodków ambulatoryjnych jest zbyt mało. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka – od zbyt małej liczby specjalistów, przez brak odpowiedniego wynagrodzenia w publicznej służbie zdrowia.
D.S.: Dziękuję za rozmowę.
prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz – polski psychiatra i psychoterapeuta, ekspert z zakresu seksuologii i konsultant krajowy w tej dziedzinie, profesor nauk medycznych. Powoływany na prezesa Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. W latach 19995-1996 był ekspertem Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie edukacji seksualnej, a w latach 1996-1998 liderem programu edukacji seksualnej Organizacji Narodów Zjednoczonych. W 1994 powołany na krajowego specjalistę z zakresu seksuologii. Należy jako członek korespondent do Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.