Terapia w e-świecie

Porady dla pacjentów

Nowe technologie pozwalają psychologom gromadzić informacje o pacjencie poza gabinetem, w jego naturalnym otoczeniu. Jak zmienia się dzięki temu pomoc psychologiczna?

Postęp technologiczny coraz częściej umożliwia psychologom prowadzenie badań poza gabinetem, szpitalem czy laboratorium, za to w naturalnym otoczeniu. Oczywiście narzędzia elektroniczne nie są niczym nowym w badaniach psychologicznych i neuropsychologicznych, jednak przeobrażające się wciąż technologie, które dziś są stosowane, daleko wykraczają poza tradycyjne testy papierowe czy komputerowe.

Psychologowie wykorzystują smartfony, gry, rzeczywistość wirtualną, a nawet zegarki. Mobilne formy monitorowania pozwalają im oceniać ryzyko samobójstwa oraz rozpoznawać inne problemy. A big data uzyskane dzięki takim badaniom umożliwiają projektowanie interwencji dostępnych dla ludzi zawsze, kiedy tego potrzebują.

Takie mobilne badanie ma wiele zalet. – Jedna to ogromna ilość informacji, jakie można w ten sposób uzyskać w porównaniu z tradycyjnymi metodami typu papier-ołówek – mówi prof. Thomas Parsons, który kieruje Computational Neuropsychology and Simulation Lab na University of Texas w Stanach Zjednoczonych. Według niego badania z wykorzystaniem technologii cyfrowych mogą też być dokładniejsze, mierzą bowiem to, jak osoba faktycznie funkcjonuje na co dzień, a nie jak wypada w gabinecie psychologa albo w laboratorium. Pozwalają też porównywać wyniki badanego z jego własnymi przeszłymi danymi, a nie z uśrednionymi wynikami określonej populacji.

Oczywiście obszar ten wciąż wiąże się z wyzwaniami, cały czas bowiem bardzo dynamicznie się rozwija. Ponadto, jak zwraca uwagę dr Justin Miller, neuropsycholog z Centrum Zdrowia Mózgu Lou Ruvo w Las Vegas, niektórzy psychologowie nie chcą stosować nowych technologii, bojąc się, że mogą ich zastąpić. – Często też słyszymy obawy, że starsi ludzie nie czują się dobrze w kontakcie z nowymi technologiami – mówi dr Miller. – Ale przecież młode pokolenie się starzeje. I w przyszłości technika papier-ołówek będzie im zupełnie obca. 

Zmiany nadchodzą, czy psychologowie tego chcą, czy nie. Zobaczmy zatem, co nas czeka. 

 

Smartfon

Obecnie prym wiodą aplikacje na smartfon. Te dostępne komercyjnie koncentrują się na łagodzeniu stresu czy innych błyskawicznych interwencjach, tymczasem naukowcy zgłębiają możliwości wykorzystania smartfonów w pomiarach psychologicznych.

Te mobilne urządzenia mogą dać psychologom dokładniejszy obraz danego obszaru funkcjonowania osoby. Dr Martin Sliwinski z Centrum Zdrowego Starzenia się na Pennsylvania State University we współpracy z Sage Bionetworks zajmuje się rozwijaniem aplikacji, która za pomocą krótkich testów pozwala na co dzień mierzyć funkcjonowanie poznawcze osób starszych. Badania jego zespołu potwierdziły, że uśrednienie wyników takich testów prowadzonych w naturalnym środowisku jest pod względem psychometrycznym tak samo wiarygodne, jak pomiary dokonywane w bardziej kontrolowanych warunkach.

Badanie w laboratorium czy szpitalu może wpłynąć na wyniki osób, tak jak tzw. efekt białego fartucha sprawia, że pacjentom w gabinecie lekarskim podnosi się ciśnienie. Mobilne testy pozwalają tego uniknąć.

Ponadto niwelują one wpływ „złego dnia”. – Jeśli pacjent źle spał albo jest zestresowany, jego samopoczucie może wpłynąć na to, jak wypadnie w badaniu – zwraca uwagę dr Sliwinski. – Stosując urządzenia mobilne, możemy wielokrotnie powtarzać pomiar o różnych porach i uśrednić wyniki.

Badanie za pomocą smartfona umożliwia też zbieranie informacji, jakich nie można uzyskać w gabinecie. Dr Christine Vinci z Moffitt Cancer Center w USA prowadzi badania nad rzucaniem palenia. Uczestnicy noszą czujniki, które mierzą poziom stresu, uwzględniając tętno i oddech, a nawet odnotowują charakterystyczne dla palenia gesty, polegające na sięganiu dłonią w kierunku ust. Dane są potem przesyłane przez smartfon, badani nie muszą zatem przychodzić do gabinetu. Technologia pozwala nawet kontrolować, ile ludzie palą. Jak opowiada dr Vinci, niektórzy badacze proszą na przykład uczestników, by dmuchali w zamontowane przy ich smartfonach czujniki tlenku węgla. Widok z kamery daje dodatkowo pewność, że badani nie przekazują wtedy telefonu komuś innemu. 

 

Strój i akcesoria 

Wykorzystanie zegarków, elementów ubrania i innych dodatków czy urządzeń służących do pomiaru różnych funkcji jest coraz większe, a ich zastosowanie wykracza poza monitorowanie danych fizycznych, jak liczba kroków czy czas snu – teraz mierzą też stan psychiczny. Użytkownicy mogą na przykład śledzić swój nastrój przy pomocy opaski na nadgarstek Feel, a przy pomocy przypinki do ubrania Spire Health – tętno, oddech, sen i inne wskaźniki fizjologiczne.

Obecnie psychologowie pracują nad tym, by takie urządzenia monitorujące można było zastosować w kontekście klinicznym. Na przykład MHS Assessments, firma publikująca różnego rodzaju testy, połączyła siły z Revibe Technologies, by stworzyć przypominający zegarek tracker uwagi. Mogą go używać osoby, które mają problemy z koncentracją, np. cierpiące na ADHD. Urządzenie wibruje co 7–10 minut przez zaprogramowany wcześniej okres. Użytkownik ma je wtedy klepnąć, by w ten sposób zasygnalizować, czy zajmuje się zadaniem, czy może jego uwaga powędrowała gdzie indziej. Z kolei czujniki ruchu śledzą, jak bardzo się wierci. Tracker uczy się nawyków właściciela i zmienia rozkład wibracji, dostosowując go do zakresu jego uwagi i zapobiegając przyzwyczajeniu. Jak mówi Hazel Wheldon z MHS Assessments, w przypadku diagnozowania ADHD obiektywne dane gromadzone podczas codziennej aktywności mogą uzupełniać te uzyskiwane tradycyjnymi metodami. Ponadto stosowanie urządzenia może być zarówno częścią terapii, jak i formą badania.

Podobne urządzenia są coraz częściej wykorzystywane także w innych obszarach. Na przykład ubranie z czujnikami pozwala psychologom sportu gromadzić informacje o tętnie czy innych wskaźnikach fizjologicznych, które mogą wpływać na wyniki sportowców. 

 

Gry

Pomiary prowadzone w czasie gry to kolejny sposób na zbieranie informacji w bardziej naturalnym środowisku. Taką grą jest na przykład Rumble’s Quest. Dzieci w wieku szkolnym pomagają zwierzątku o imieniu Rumble znaleźć drogę do domu. W tym czasie zadaje ono różne pytania, które pozwalają ocenić ważne aspekty dobrostanu społecznego i emocjonalnego dzieci, takie jak samoregulacja, przywiązanie do szkoły, pewność siebie. Rumble przeprowadza też graczy przez zestaw zadań interaktywnych, pozwalających zmierzyć zdolność hamowania impulsów i inne funkcje wykonawcze. 

– Takie podejście narracyjne sprawia, że dziecko może reagować w sposób naturalny i autentyczny – uważa dr Jamin Day z University of Newcastle w Australii, który wraz ze współpracownikami analizował grę na łamach „Clinical Child and Family Psychology”. W szkole dzieci są zwykle poddawane badaniom poza ich salą. Jest to czasochłonne i wymaga odpowiedniej organizacji. Tymczasem gra pozwala przeprowadzić testy w ramach codziennych zajęć lekcyjnych. Celem jest rozpoznanie obszarów, które mogą wymagać wczesnej interwencji. 

Dr Rachel Flynn, psycholog z Northwestern University, i jej współpracownicy przyglądali się możliwości monitorowania uwagi za pomocą gry. Badania prowadzili podczas obozu letniego, w którym uczestniczyły dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, ADHD lub trudnościami w uczeniu się. Testowana gra okazała się rzetelnym narzędziem (patrz słowniczek), bowiem w kolejnych ośmiu sesjach uzyskiwano podobne wyniki. Ponadto jest obiecująca pod względem trafności, ponieważ wyniki były zgodne z tymi otrzymanymi za pomocą Test of Variables of Attention. I co ważne, taka forma badania podobała się dzieciom.

 

Rzeczywistość wirtualna

Dzięki rzeczywistości wirtualnej pomiary mogą być niejako wkomponowane w znajome codzienne środowisko. Na przykład prof. Parsons opracował test mierzący problemy osób starszych z pamięcią, który odbywa się w... wirtualnym sklepie spożywczym. – Test ten mierzy funkcjonowanie osoby w prawdziwym świecie – mówi badacz. Na przykład musi ona pamiętać, co chce kupić albo gdzie zaparkowała samochód.  

Dr Tyler Duffield, neuropsycholog z Oregon Health and Science University, który współpracuje z prof. Parsonsem przy projekcie wirtualnego sklepu oraz wirtualnej szkoły, uważa, że wirtualna rzeczywistość pozwala psychologom uwzględniać w badaniach elementy, jakich nie mogliby zmierzyć w gabinecie. Obydwa środowiska pozwalają zobaczyć, jak na uwagę, czas reakcji czy pamięć wpływają różne rozpraszacze obecne w rzeczywistym świecie, interakcje społeczne oraz stres. Na przykład w wirtualnej szkole można obserwować, jak uczniowie reagują na mijające ich na korytarzu awatary albo na wykluczenie z zabawy na placu zabaw.

Jak zwraca uwagę dr Duffield, rzeczywistość wirtualna może też zwiększyć czułość badania neuropsychologicznego, zwłaszcza jeśli badany problem jest bardzo subtelny, np. łagodny uraz mózgu. Technologie, które są obecnie rozwijane, takie jak śledzenie ruchu gałek ocznych czy aktywności, będą dostarczać coraz więcej danych i w efekcie będziemy mogli znacznie lepiej zrozumieć niektóre zaburzenia neurologiczne. 

Najpierw jednak, jak mówi dr Duffield, koniecznych jest więcej badań porównujących pomiary w rzeczywistości wirtualnej i tradycyjne. Firmy tworzące nowe produkty nie zawsze jednak dokonują odpowiedniej normalizacji i walidacji przed wypuszczeniem narzędzia na rynek.

 

Cyfrowy fenotyp

Badacze zbierają dane – zarówno poprzez różne czujniki i trackery, np. czujniki ruchu i GPS, jak i dane samoopisowe – by stworzyć fenotypy, czyli określić pewne wzorce myślenia i zachowania. Dr Evan Kleiman, psycholog z Rutgers University, zwraca uwagę, że w przeciwieństwie do tradycyjnego badania smartfon pozwala gromadzić informacje przez cały dzień w naturalnym dla osoby kontekście. Spójrzmy na przykład na myśli samobójcze. Zwykle psychologowie proszą badane osoby, by zastanowiły się, czy w minionym miesiącu miały takie myśli. – Tyle że myśli samobójcze są bardzo zmienne – mówi dr Kleiman. – Dany dzień może być tym najcięższym albo po prostu przeciętnym.

W niedawnym badaniu dr Kleiman i współpracownicy wykorzystali dane zbierane cztery razy dziennie od dorosłych, którzy w minionym roku próbowali odebrać sobie życie, oraz od pacjentów psychiatrycznych mających myśli samobójcze lub po próbie samobójczej. Na tej podstawie stworzyli w tym obszarze pięć fenotypów. Grupę największego ryzyka stanowiły te osoby, które miały wysoki poziom myśli samobójczych oraz cechowała je mała zmienność. 

Jak uważa Thomas Insel, prezes firmy Mindstrong, a wcześniej dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego, cyfrowe fenotypy mogą pomóc identyfikować ludzi potrzebujących leczenia.

Wykorzystując smartfony do monitorowania, gdzie jest osoba, co robi i mówi oraz jak pisze na smartfonie, psychologowie będą mogli określać, kto potrzebuje pomocy lub kogo dotyczy ryzyko ponownego pogorszenia stanu. Na przykład spowolnienie aktywności i dominacja wypowiedzi w pierwszej osobie liczby pojedynczej mogą być oznakami depresji. Zanim jednak cyfrowe fenotypy staną się narzędziem wykorzystywanym w praktyce klinicznej, musimy zmierzyć się z wyzwaniami etycznymi, jak podkreśla Insel, w tym związanymi z prywatnością i ochroną danych. 

 

Big data

Dr Adela Timmons z Florida International University i prof. Gayla Margolin z University of Southern California w USA prowadzą badania, w których wykorzystują smartfony oraz zakładane bioczujniki, by gromadzić duże ilości danych na temat interakcji par, w tym tętna osób, ich aktywności fizycznej, bliskości, lokalizacji, wysokości głosu, a nawet częstotliwości, z jaką używają słów nacechowanych emocjonalnie. W ten sposób chcą uzyskać dokładniejszy obraz konfliktów w związkach, tego, co je wyzwala oraz co pomaga je rozwiązywać.

Problemem okazuje się jednak ilość danych. – Gromadzimy znacznie więcej informacji niż jesteśmy w stanie wykorzystać i zrozumieć – mówi dr Timmons. Dlatego badaczka pracuje nad algorytmem uczenia się maszynowego, który pozwoli przewidywać i rozpoznawać konflikty. W efekcie będzie można tworzyć i rozwijać zindywidualizowane interwencje dostępne zawsze, kiedy osoba będzie tego potrzebować. 

Internetowa terapia depresji

Wkrótce osobom cierpiącym na depresję z pomocą przyjdą… Internet i aplikacja mobilna.

Zgodnie z przewidywaniami WHO do 2020 roku depresja ma być jednym z najpowszechniej występujących zaburzeń psychicznych. Aż połowa mieszkańców Europy, którzy potrzebują terapii depresji, nie ma dostępu do specjalistycznej opieki zdrowotnej, do terapii opartej na badaniach naukowych lub jest narażona na długie oczekiwanie na pomoc i jej wysokie koszty. W odpowiedzi na ten problem powstał projekt E-COMPARED, czyli europejskie badania porównawcze nad efektywnością terapii z wykorzystaniem Internetu. W projekcie biorą udział osoby, które podejrzewają, że mogą cierpieć na depresję i są gotowe podjąć terapię. Uczestnicy zostaną podzieleni losowo na dwie grupy. Jedna przejdzie klasyczną terapię poznawczo-behawioralną, druga – tę samą terapię, ale dodatkowo z wykorzystaniem Internetu. Dla pacjentów z drugiej grupy przygotowano stronę internetową i aplikację mobilną. Strona zawiera ćwiczenia wspierające radzenie sobie z depresją, a aplikacja pozwala obserwować zmiany nastroju. To doskonałe uzupełnienie dla regularnych spotkań w gabinecie specjalisty.

Więcej o projekcie na: streslab.eu/e-compared/.

 

Wciąż wiele wyzwań 

Zanim będzie można w pełni wykorzystać potencjał nowych technologii, musimy stawić czoła wielu wyzwaniom. Jednym z nich jest zmienność wynikająca z różnic w stosowanym oprogramowaniu i sprzęcie. Na przykład na to, jak szybko ktoś reaguje na określone treści, może wpływać model urządzenia. – Możemy mieć wrażenie, że różnice dotyczą mierzonej funkcji poznawczej, a tak naprawdę wiążą się ze sprzętem – mówi dr Laura Germine z Harvard Medical School.

Kolejne wyzwanie to szybki postęp technologiczny, który sprawia, że narzędzia i normy stają się przestarzałe. 

Psychologowie mogą spać spokojnie – nowe metody uzupełnią, a nie zastąpią, ich wiedzę i umiejętności. Zwiększą nawet zapotrzebowanie na ich usługi, pomagając identyfikować pacjentów, którzy potrzebują bardziej intensywnej pomocy. – Technologia zmieni rolę psychologa, lecz go nie zastąpi– uważa dr Justin Miller. 

Przypisy