moc natury

Porady dla pacjentów

Kontakt z przyrodą jest doskonałym lekarstwem dla ciała i duszy. Łagodzi negatywne emocje, wprawia w zadowolenie, a nawet wydłuża życie.

Tuż po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 roku w amerykańskich parkach narodowych zaobserwowano zastanawiające zjawisko. Jak donosili strażnicy leśni, gwałtownie wzrosła liczba odwiedzających. Amerykanie tłumnie przyjeżdżali na łono natury, by zastanowić się nad tragicznymi wydarzeniami minionych dni. Fenomen ten wyjaśniają badania przeprowadzone przez jedenastoosobowy zespół naukowców z University of Sheffield pod kierunkiem Petera Woodruffa. „Nasze badania potwierdzają hipotezę biofilii” – stwierdził Michael Hunter, neurobiolog uczestniczący w badaniach zespołu Woodruffa. Zgodnie z teorią Edwarda O. Wilsona, znanego biologa z Harvard University w Bostonie, nasz gatunek odczuwa wrodzone przywiązanie do wszystkiego, co żywe. Musimy obcować z przyrodą, by zachować zdrowie i odczuwać szczęście. Obecnie coraz więcej naukowców sięga po hipotezę biofilii i podejmuje badania nad wpływem przyrody na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Kiedy i dlaczego pobyt na łonie natury ma na nas dobry wpływ? Czy kontakt z przyrodą jest nam równie potrzebny jak kontakt z ludźmi?

Zespół Jolandy Maas, socjologa z EMGO Institute for Health and Care Research w Amsterdamie, przeanalizował dane medyczne reprezentatywnej próby liczącej prawie 350 tysięcy Holendrów. Naukowcy uporządkowali w geograficzny schemat wyniki badań lekarskich z archiwów 195 lekarzy pierwszego kontaktu. Wykorzystali w tym celu siatkę topograficzną, na podstawie której można było określić ilość zieleni w promieniu 3 kilometrów od każdego gospodarstwa. Za teren zielony uznano tylko te kwadraty, które przynajmniej w połowie były porośnięte przez rośliny.

Rezultaty badania Maas opublikowane w 2009 roku pokazują, że im więcej zieleni w otoczeniu, tym rzadziej mieszkańcy miast zapadają na choroby układu krążenia i płuc, cukrzycę, depresję i zaburzenia lękowe. Okrojenie obszarów zielonych o zaledwie jeden procent wpływa na nasze zdrowie podobnie jak proces starzenia się organizmu o kolejny rok. U osób o niskich dochodach wpływ ten jest nawet silniejszy, co przypuszczalnie wiąże się z tym, że spędzają one więcej czasu w domu i w jego najbliższym otoczeniu.

Co kryje się za takimi statystykami? Czy po prostu lepsze powietrze w zielonej okolicy wzmacnia zdrowie, czy znaczenie mają też inne czynniki, np. liczba kontaktów społecznych lub aktywność fizyczna? Choć mogłoby się wydawać, że to mieszkańcy wsi zażywają więcej ruchu niż „mieszczuchy”, w rzeczywistości jest odwrotnie. Okazuje się, że na wsi nawet do załatwienia najmniejszych sprawunków wykorzystuje się samochód, podczas gdy w mieście do wielu miejsc można dojść pieszo. Istnieje za to związek pomiędzy ilością terenów zielonych a więziami społecznymi. Im bowiem mniej zieleni w otoczeniu, tym mniej kontaktów z innymi ludźmi i tym większa samotność, a to może przekładać się na obniżenie dobrostanu psychicznego.



Długiego zielonego życia


Badania przeprowadzone w Anglii i Japonii potwierdzają, że bliskość zieleni wydłuża przewidywaną długość życia. W 2002 roku naukowcy z University of Tokyo, pod kierunkiem Takehito Takano, skategoryzowali udział zieleni w poszczególnych dzielnicach stolicy Japonii oraz przeprowadzili ankietę wśród ponad 3 tysięcy osób urodzonych w latach: 1903, 1908, 1913 i 1918, w której pytali o miejsce zamieszkania. Pięć lat później, gdy naukowcy ponownie zgłosili się do uczestników, 900 z nich już nie żyło. Jak się okazało, wśród zmarłych znalazło się nadzwyczaj dużo osób, które nie miały dostępu do terenów zielonych w pobliżu miejsca zamieszkania. Co więcej, związku tego nie wyjaśniały czynniki takie jak wiek, płeć, stan cywilny i status społeczno-ekonomiczny badanych. Zaobserwowanego efektu nie dało się zatem wytłumaczyć wyłącznie tym, że „betonowe pustynie” są zamieszkiwane przede wszystkim przez ludzi gorzej sytuowanych społecznie i materialnie, których dotyczy większe ryzyko wcześniejszej śmierci z powodu biedy i złych warunków życia.

Richard Mitchell z University of Glasgow i Frank Popham z University of St Andrews są przekonani, że negatywny wpływ trudnych warunków życia może zostać częściowo zniwelowany dzięki zieleni. Naukowcy dotarli do danych statystycznych z lat 2001–2005 dotyczących śmiertelności Brytyjczyków, którzy nie przekroczyli jeszcze wieku emerytalnego. W prowadzonych analizach uwzględnili uzyskiwane przez nich dochody oraz ilość zieleni w pobliżu miejsca zamieszkania. Zgodnie z przypuszczeniami badaczy okazało się, że związek między sytuacją materialną i śmiercią był najsłabszy w przypadku osób, które miały częsty kontakt z przyrodą. Innymi słowy, jeśli badani o niskich dochodach mieszkali w zielonej okolicy i mieli bliski kontakt z naturą, to bieda miała mniejszy wpływ na średnią długość ich życia.
Naukowcy postulują, by uwzględnić to odkrycie w projektowaniu miast. Chcą, by architekci miejscy zadbali o publiczne tereny zielone, które byłyby dostępne dla wszystkich mieszkańców.

Po uwagę do parku
Naukowcy przeprowadzili wiele badań, by sprawdzić, czy rzeczywiście zieleń wpływa pozytywnie na jakość życia i zdrowie. W 2008 roku zespół Stephena Kaplana z University of Michigan w Ann Arbor poprosił 40 osób, by spacerowały przez godzinę po ruchliwym centrum miasta lub po ogrodzie botanicznym. Przy pomocy urządzenia do nawigacji naukowcy śledzili, czy badani poruszają się po wyznaczonej trasie. Przed eksperymentem i po nim uczestników poddano testom psychologicznym. Okazało się, że osoby, które spacerowały po parku, nie tylko były w lepszym nastroju, lecz potrafiły się również bardziej skoncentrować. Uzyskiwały też lepsze wyniki w teście pamięciowym niż osoby, które spacerowały po mieście. Co więcej, pogoda podczas przechadzki nie miała żadnego wpływu na wynik badania, czego naukowcy dowiedli przeprowadzając ten sam eksperyment o różnych porach roku i w różnych warunkach pogodowych.

Według Kaplana wyniki badania potwierdzają jego teorię odnawiania uwagi. Zgodnie z tym modelem uwaga przyjmuje dwie formy. Po pierwsze, dysponujemy uwagą ukierunkowaną. Potrzebujemy jej, by wykonywać zadania o różnym poziomie trudności, związane np. z pracą, podejmowaniem decyzji czy rozwiązywaniem problemów. Celowo skupiamy wtedy uwagę na tym, co robimy. Jak wyjaśnia Kaplan, długotrwała koncentracja wymaga dużego wysiłku, dlatego po pewnym czasie łatwo ulegamy rozproszeniu i odczuwamy wyczerpanie umysłowe. Drugi rodzaj uwagi nie wymaga od nas wysiłku, wiąże się bowiem z fascynacją. Gdy jakiś obiekt nas zachwyca, to przykuwa naszą uwagę i nie jesteśmy w stanie się od niego oderwać.

Uwaga ukierunkowana łatwo ulega wyczerpaniu. Jeśli chcemy „naładować jej baterie”, powinniśmy zdrzemnąć się albo wybrać się na spacer po lesie. Tam naszą uwagę zaprzątnie szereg delikatnych bodźców, jak szelest liści i świergot ptaków, które umożliwiają mózgowi wypoczynek. Nadmiar bodźców typowych dla miasta, takich jak hałas czy migotanie neonów, męczy nas. Kora przedczołowa, czyli mózgowe centrum uwagi, ulega wtedy przeciążeniu.

Zmęczenie nadmiarem bodźców może prowadzić do agresji. Potwierdzili to w 2001 roku badacze z University of Illinois w Urbana-Cham[-]paign, lekarz i psycholog Frances E. Kuo oraz architekt krajobrazu William C. Sullivan. Naukowcy przeprowadzili ankietę wśród 145 mieszkanek biednego osiedla w Chicago. Pytali przede wszystkim o ich relacje z partnerami. Okazało się, że kobiety, które z okna swojego mieszkania widziały jedynie betonowe blokowisko, zachowywały się bardziej agresywnie niż ich koleżanki, które mogły podziwiać choć odrobinę przyrody. Naukowcy nie określili jednak tutaj związku przyczynowo-skutkowego. Nie wiadomo zatem, czy to rzeczywiście ładny widok z okna łagodzi obyczaje, czy może po prostu łagodne kobiety szukając mieszkania, zwracają uwagę na to, jaki widok rozpościera się z okna.

Przyroda okazuje się też doskonałą terapią dla dzieci doświadczających trudności z koncentracją uwagi. W 2009 roku zespół Kuo przeprowadził badanie z udziałem 17 uczniów w wieku 7–12 lat, u których zdiagnozowano ADHD, czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Badani przez 20 minut chodzili po parku. Po spacerze stwierdzono u nich taki sam wzrost poziomu koncentracji, jak w przypadku terapii farmakologicznej. Żadnych korzyści nie przyniosła natomiast przechadzka ulicami zadbanych i uporządkowanych dzielnic mieszkalnych. Naukowcy zaproponowali, by zabawę na łonie natury włączyć do terapii ADHD jako jej integralny element. „Leśne przedszkole” prawdopodobnie pomogłoby złagodzić symptomy ADHD, wciąż jednak za mało jest danych potwierdzających tę hipotezę.
 

Wirtualny oddech


O ile dawniej dzieci spędzały mnóstwo czasu na dworze, dziś ich kontakt z przyrodą często ogranicza się do filmów przyrodniczych albo materiałów dostępnych w Internecie. Czy jednak dokument o florze i faunie afrykańskiej może zastąpić autentyczne doświadczanie natury? Badania Kaplana z 2008 roku pokazały, że poprawa wyników uzyskiwanych w testach mierzących koncentrację następowała również wtedy, gdy badane osoby przez 10 minut oglądały na monitorze komputera zdjęcia krajobrazów Nowej Szkocji w Kanadzie. Nie stwierdzono jednak poprawy, gdy oglądali fotografie miast, np. Detroit albo Chicago.

W 2008 roku naukowcy z University of Washington w Seattle, pod kierunkiem psychologa Petera Kahna, przeprowadzili serię eksperymentów badających wpływ realnej i wirtualnej przyrody na samopoczucie ludzi. Część badanych patrzyła przez okno na znajdujący się obok park. Inni z kolei podziwiali ten sam widok na dużym ekranie telewizora plazmowego. Trzecia grupa badanych patrzyła na pustą ścianę. Wszyscy uczestnicy eksperymentu zostali poddani działaniu stresu – wykonywali prace biurowe pod dużą presją czasu. Poziom stresu sprawdzono, mierząc czas, jakiego potrzebowali, by ich tętno wróciło do normy. Zgodnie z oczekiwaniami puls osób patrzących na park unormował się najszybciej. Badacze nie stwierdzili natomiast różnicy pomiędzy osobami podziwiającymi przyrodę na ekranie telewizora oraz wpatrującymi się w ścianę.

W kolejnym badaniu naukowcy postanowili jeszcze raz sprawdzić, jak wpływa na człowieka przyroda wirtualna i widok pustej ściany. Tym razem jednak nie badali reakcji fizjologicznych, lecz pytali uczestników o samopoczucie psychiczne i sprawdzili ich sprawność intelektualną. Okazało się, że choć wirtualny wariant przyrody nie dorównuje realnej naturze, z całą pewnością jest lepszy niż zupełny brak kontaktu z naturą.

Kahn ostrzega jednak przed zbyt entuzjastycznym zastępowaniem przyrody jej wirtualnym substytutem, z czasem bowiem możemy stracić rozeznanie w tym, ile i jak bardzo jej potrzebujemy. Jak pokazują badania, wieloletni mieszkańcy Los Angeles – w porównaniu z osobami nowo przybyłymi do tej metropolii – uznają, że skutki zanieczyszczenia powietrza są mniej poważne niż w rzeczywistości. W Niemczech z kolei niewiele osób dziś dostrzega, że bieg Renu nie jest naturalny, nie pamiętają już bowiem naturalnego biegu rzeki.

Każde pokolenie określa według włas[-]nej skali to, ile zieleni jest dla niego „normalne”. Niestety, z każdym pokoleniem normy te obniżają się. Im częściej „wirtualna przyroda” zastępuje autentyczne przeżycie, tym bardziej ono blaknie w zbiorowej pamięci. 

Artykuł ukazał się w „Gehirn[&]Geist”, 5/2011.
Tłum. Grzegorz Szczepański

***



Więcej na temat
M.D. Hunter et al., „The state of tranquility: subjective perception is shaped by contextual modulation of auditory connectivity”, „Neuro[-]image”, vol. 53, no. 2, 2010
P. H. Kahn et al., „The human relation with nature and technological nature”, „Current Directions in Psychological Science”, vol. 18, no. 1, 2009
A. F. Taylor, F. E. Kuo, „Children with attention deficits concentrate better after walk in the park”, „Journal of Attention Disorders”, vol. 12, no. 5, 2009
J. Maas et al., „Morbidity is related to a green living environment”, „Journal of Epidemiology and Community Health”, vol. 63, no. 12, 2009



W trzech zdaniach
1. Bliski kontakt z przyrodą poprawia nasze samopoczucie i zdolność koncentracji.
2. Im więcej zieleni w miejscu zamieszkania, tym rzadziej cierpimy na choroby cywilizacyjne i zaburzenia psychiczne.
3. Pozytywny wpływ na nasze samopoczucie ma również wirtualna przyroda, jednak nie zastępuje ona w pełni autentycznego doświadczenia natury.



słowniczek
Biofilia – termin wprowadzony w 1984 roku przez Edwarda O. Wilsona w książce Biophilia. W jego rozumieniu jest to wrodzona tendencja człowieka do koncentrowania się na przyrodzie, potrzeba bliskiego kontaktu z naturą i organizmami żywymi. Biofilia jest uwarunkowana biologią człowieka i stanowi oznakę zdrowia psychicznego i fizycznego. W szerszym znaczeniu terminu używał wcześniej również Erich Fromm, który w Anatomii ludzkiej destrukcyjności biofilią nazwał orientację psychologiczną przeciwną do nekrofilii, polegającą na umiłowaniu życia i wszystkiego, co żywe.



Badanie jak plażowanie
Skaner MRI nie jest najlepszym miejscem na chwilę zadumy. Badani mają mało miejsca, tunel, w którym leżą, jest zimny, a atmosfera laboratorium raczej surowa. Badacze chcący odkryć, jak od strony neuronalnej wygląda stan spokoju wewnętrznego, muszą dobrze się postarać, by pomóc odprężyć się badanym umieszczonym w skanerze. Sięgają zatem po różne środki pomocnicze. Na ich liście od dawna królują obrazki przedstawiające przyrodę.
W jednym z eksperymentów brytyjscy i niemieccy naukowcy prezentowali uczestnikom umieszczonym w skanerze MRI dwie sceny z filmów: rozległą plażę oraz zatłoczoną autostradę. Sekwencjom obrazów towarzyszył dźwięk: szum fal lub odgłos jadących samochodów. Naukowcy zauważyli znaczne różnice w aktywności mózgów badanych w zależności od tego, którą scenę oglądali. Gdy patrzyli na plażę, wzrastało u nich pobudzenie w korze słuchowej, czyli mózgowym centrum słuchu, a także w środkowym obszarze kory przedczołowej i w tylnym zakręcie obręczy. Te dwa ostanie rejony mózgu są aktywne wtedy, gdy kierujemy naszą uwagę do wewnątrz i koncentrujemy się na sobie samych. Najwyraźniej plażowa sceneria i szum fal sprzyjały odprężeniu i refleksjom pomimo niezbyt przyjemnych warunków panujących wewnątrz urządzenia.
Z kolei otoczenie typowo miejskie, hałaśliwe i pełne ponurych zabudowań czy autostrad, nie wywołuje tego stanu, jak wyjaśnia Simon
Eick[-]hoff, neurobiolog z Forschungszentrum Jülich. Pobudzeniu kory słuchowej nie towarzyszy aktywność obszarów mózgu, które pośredniczą w zmianie perspektywy mentalnej. A to znaczy, że dźwięki są odbierane jako zwykły hałas.
Peter Woodruff z University of Sheffield uważa, że nowoczesne metody neuroobrazowania mogą pomóc w projektowaniu ogrodów i parków, które sprzyjałyby osiąganiu przez mieszkańców miast równowagi wewnętrznej. Stosując je, można zbadać w warunkach laboratoryjnych, jaki wpływ na nasz nastrój mają tego typu miejsca, a następnie odpowiednio rozlokować je w przestrzeni miejskiej.



Ruszamy do lasu
Wodospad oddziałuje na nas pobudzająco, a las odprężająco – to wnioski płynące z badania przeprowadzonego w 2010 roku przez austriackich naukowców. Zespół Erwina Frohmanna, architekta krajobrazu z Universität für Bodenkultur w Wiedniu, zbadał reakcje fizjologiczne 14 badanych podczas 10-minutowego pobytu w lesie, w skalistym otoczeniu oraz nad wodospadem. Tętno badanych przebywających nad wodospadem było szybsze średnio o 6 uderzeń na minutę niż tych, którzy udali się do lasu. Z kolei w lesie naukowcy zaobserwowali najsilniejsze odprężenie. Reakcje fizjologiczne podczas wypoczynku w skalistym krajobrazie za każdym razem plasowały się pomiędzy wartościami rejestrowanymi w lesie i nad wodospadem.
Zatem – jeśli wypoczywać, to w lesie. Czy to jednak bez znaczenia, w jakim lesie? Okazuje się, że spacer wśród zadbanego drzewostanu poprawia samopoczucie psychiczne w większym stopniu niż wyprawa w dzikie ostępy, jak doniosły w 2010 roku Dörte Martens i Nicole Bauer. Zdaniem badaczek zadbane i uporządkowane otoczenie sprzyja odprężeniu.

 

 

Autor: Klaus Wilhelm

Przypisy